Prezes Jerzy Zakrzewski nie żyje
Dnia 28 kwietnia 2004 roku odszedł od nas na zawsze nasz prezes-Jurek Zakrzewski i mój tata. Przez kilka miesięcy nie miałam odwagi zmierzyć się z zadaniem pożegnania taty na stronicach kroniki będącej wiernym zapisem poczynań ludzi, którzy chcą coś pożytecznego dla innych robić-nie pytając o cenę.
Zupełnie niespodziewana śmerć taty wprawiła nas wszystkich w trwające wiele tygodni odrętwienie. Ostatnie dni przed śmiercią żył niezwykle intensywnie, tak jakby się bał, że zagraknie mu czasu, że czegoś nie zdąży zrobić. Na szeroką skalę zakrojone prace geodezyjne, budowlane, hydrauliczne, a także wyrównywanie terenu na naszym nowym autodromie-pochłaniały go bez reszty. Od rana do wieczora myślał o klubie, o autodromie, o zbliżających się wyścigach górskich.
Nawet w nocy potrafił wstać, żeby zapisać myśl, jaka przyszła mu do głowy. Miał tyle planów, tyle pomysłów, tyle zapału i energii, że zarażał nas wszystkich swoim entuzjazmem. Brakuje nam go bardzo.
Nigdy już nie będzie biegał z dokumentami organizując kolejny rajd lub wyścigi górskie…Nigdy już nie będzie nas strofował na zebraniach, kiedy ukradkiem wymienialiśmy uwagi przeszkadzając mu w prowadzeniu spotkania…Nigdy już nie powita zawodników na kolejnych zawodach…nie poklepie po plecach…nie przekaże nam swojego pomysłu…
Zapamiętajcie go takim jakim był naprawdę-człowiekiem z krwii i kości, bez reszty oddanym naszemu klubowi.
Dziekuję wam wszystkim za wspaniałe pożegnanie mojego taty, za słowa żalu i współczucia, a także pomoc w tych najtrudniejszych dla nas chwilach. Wasza obecność w czasie jego ostatniej drogi dodawała mi otuchy i robiła nadzieję, że dzieło zapoczątkowane przez tatę nie może skończyć się wraz z jego odejściem. On tak bardzo chciał żyć, tak wiele jeszcze chciał zrobić…Niestety mylnie postawiona diagnoza lekarza odebrała mu szansę na walkę o życie…
Wierzę, że ludzie którzy tworzą automobilklub nowomiejski-kontynuować będą dzieło Jurka, a on wspierać nas będzie swoimi myślami gdziekolwiek teraz jest…
Przepraszam, jeśli ta strona nabrała za bardzo zbyt osobistego charakteru, ale nie sposób pisać inaczej, kiedy myśli się o kimś najbliższym.
Zupełnie niespodziewana śmerć taty wprawiła nas wszystkich w trwające wiele tygodni odrętwienie. Ostatnie dni przed śmiercią żył niezwykle intensywnie, tak jakby się bał, że zagraknie mu czasu, że czegoś nie zdąży zrobić. Na szeroką skalę zakrojone prace geodezyjne, budowlane, hydrauliczne, a także wyrównywanie terenu na naszym nowym autodromie-pochłaniały go bez reszty. Od rana do wieczora myślał o klubie, o autodromie, o zbliżających się wyścigach górskich.
Nawet w nocy potrafił wstać, żeby zapisać myśl, jaka przyszła mu do głowy. Miał tyle planów, tyle pomysłów, tyle zapału i energii, że zarażał nas wszystkich swoim entuzjazmem. Brakuje nam go bardzo.
Nigdy już nie będzie biegał z dokumentami organizując kolejny rajd lub wyścigi górskie…Nigdy już nie będzie nas strofował na zebraniach, kiedy ukradkiem wymienialiśmy uwagi przeszkadzając mu w prowadzeniu spotkania…Nigdy już nie powita zawodników na kolejnych zawodach…nie poklepie po plecach…nie przekaże nam swojego pomysłu…
Zapamiętajcie go takim jakim był naprawdę-człowiekiem z krwii i kości, bez reszty oddanym naszemu klubowi.
Dziekuję wam wszystkim za wspaniałe pożegnanie mojego taty, za słowa żalu i współczucia, a także pomoc w tych najtrudniejszych dla nas chwilach. Wasza obecność w czasie jego ostatniej drogi dodawała mi otuchy i robiła nadzieję, że dzieło zapoczątkowane przez tatę nie może skończyć się wraz z jego odejściem. On tak bardzo chciał żyć, tak wiele jeszcze chciał zrobić…Niestety mylnie postawiona diagnoza lekarza odebrała mu szansę na walkę o życie…
Wierzę, że ludzie którzy tworzą automobilklub nowomiejski-kontynuować będą dzieło Jurka, a on wspierać nas będzie swoimi myślami gdziekolwiek teraz jest…
Przepraszam, jeśli ta strona nabrała za bardzo zbyt osobistego charakteru, ale nie sposób pisać inaczej, kiedy myśli się o kimś najbliższym.
Hania Karczyńska